czwartek, 24 stycznia 2008

Ite ad Thomam: Czemu szukać jego cudów...

Zamieszczam tu małe opracowanie na temat autorytetu doktrynalnego św. Tomasza z Akwinu. Artykuł ten ukazał się w grudniowym (2007) numerze Zawsze Wierni. Jest to pewnego rodzaju popularyzacja pracy naukowej ojca Ramireza O.P. De auctoritate doctrinali sancti Thomae Aquinatis. Skoncentrowałem się na aspekcie teologicznym. Chciałem przedstawić tomizm jako lekarstwo na modernizm czy też jego nowszą odmianę, la nouvelle theologie, nową teologię. Sekretarzom redakcji Zawsze Wierni dziękuje za oszlifowanie artykułu.

Czemu szukać jego cudów? Uczynił tyle cudów, ile napisał artykułów w «Sumie teologicznej» (papież Jan XXII w procesie kanonizacyjnym św. Tomasza)

Setna rocznica encykliki Pascendi była (także na łamach Zawsze wierni – przyp. red.) okazją przypomnienia genezy modernizmu i wyjaśnienia, co właściwie kryje się pod tą nazwą. Ponieważ zaś jedną z głównych przyczyn modernizmu jest niewiedza, dlatego pośród różnych środków zaradczych – takich jak przysięga antymodernistyczna, kryteria wyboru profesorów w seminariach i na uniwersytetach katolickich czy cenzura duchowna (wprowadzenie obowiązkowego imprimatur) – papież św. Pius X zalecił przede wszystkim odpowiednią podstawę studiów filozoficznych i teologicznych. Święty papież doskonale rozumiał, że choroba modernizmu atakuje głównie umysł. Zalecił więc lekarstwo na płaszczyźnie intelektualnej, postanawiając wzmocnić dyscyplinę naukową panującą na uczelniach katolickich. Odtąd miała tam obowiązywać wyłącznie filozofia scholastyczna, czyli ta, którą – wedle zamiaru asymilacji czystego arystotelizmu przez filozofię chrześcijańską, wyrażonego przez Grzegorza IX – usystematyzował św. Tomasz z Akwinu, komentując pisma Arystotelesa.

Zalecenie św. Piusa X jest całkowicie zrozumiałe, ponieważ refleksja św. Tomasza nad Arystotelesem stanowi tylko (i aż) filozoficzną systematyzację zdrowego rozsądku. Rzeczywistość była bowiem dla obu tych filozofów punktem wyjścia w ich badaniach nad porządkiem świata, a więc nad bytem i jego właściwościami. Ponieważ zaś istota bytu i zdrowy rozsądek pozostają wciąż takie same, filozofię tę nazywa się philosophia perennis (‘filozofia wieczysta’).

Teologia używa filozofii jako narzędzia spekulacji nad tym, co objawione, a nieodpowiednie narzędzie filozoficzne, błądzące w stosunku do rzeczywistości, może jedynie zatruć i zniszczyć teologię, jak to uczynił agnostycyzm u modernistów. Wspomnienie wraz z rocznicą Pascendi tej szczególnej decyzji papieskiej, opartej zresztą na poprzednich zarządzeniach Stolicy Apostolskiej, a także wyrażonej w kodeksie prawa kanonicznego z 1917 roku, zachęca do zastanowienia się nad wartością autorytetu doktrynalnego św. Tomasza.

Warto przypomnieć, że św. Tomasz z Akwinu żył w latach 1225–1274, nauczał m.in. na Sorbonie i w Neapolu. Ten wybitny dominikanin szukał prawdy wszędzie, gdzie to było możliwe. Jego ogromne dzieło odwołuje się do największych myślicieli zarówno chrześcijańskich, jak i pogańskich. Pełnił funkcję osobistego teologa Aleksandra IV, Urbana IV i Klemensa IV. Wśród jego licznych prac największym i najbardziej znanym dziełem jest trzyczęściowa Suma teologiczna; zasłynął też jako autor tekstów liturgicznych na święto Bożego Ciała, cechujących się wyjątkową głębią duchową, opartą na najczystszej teologii katolickiej, a wyrażoną w pięknej poezji. Liczba jego dzieł i poruszanych w nich zagadnień świadczy o wszechstronności i niezwykłej wydajności jego genialnego umysłu, przenikającego prawdy Boże z bystrością i jasnością czystego ducha. Z tego powodu nazywa się św. Tomasza Doktorem Anielskim.

Autorytet naukowy najbardziej uczonego ze wszystkich świętych i najświętszego z uczonych można rozważać zarówno na płaszczyźnie filozofii, jak i teologii. Jeśli chodzi o filozofię, Tomasz posiadał „bardzo bystrą inteligencję, bardzo wierną pamięć, niewyczerpaną możność pracy, erudycję bez granic, najprzebieglejszą pomysłowość, a przy tym będąc prawego życia; szukając podkreślenia tylko prawdy i mając miłość tylko do niej, pozostaje bez wątpliwości, że został wspaniale obdarowany przez naturę do zajmowania się filozofią” (Pius XI, Studiorum ducem, 29 VI 1923). Wkład Doktora Anielskiego w rozwój myśli katolickiej został podsumowany przez Kongregację Studiów 7 VII 1914 r. w postaci 24 tez tomizmu, zawierających główne zasady i konkluzje filozofii św. Tomasza. W jego systemie nie sposób doszukać się sprzeczności z wiarą, a tam, gdzie możliwości ludzkiego umysłu okazywały się ograniczone, ta sama wiara wskazywała mu prawdziwe i konieczne konkluzje filozoficzne. Nauka św. Tomasza, oparta na poznaniu rzeczywistości i odpowiedniej metodzie, stanowi doskonałą filozofię chrześcijańską: „Rozważcie, że sposób nauczania będzie tym doskonalszy, im bliższy będzie nauczaniu św. Tomasza” (Leon XIII, list z 25 XII 1880 r.). „Co się tyczy studiów, chcemy i zalecamy usilnie, aby filozofia scholastyczna była podstawą studiów teologicznych. (…) Zalecając filozofię scholastyczną, mamy na myśli nie kogo innego, tylko św. Tomasza z Akwinu i przez niego zostawioną nam filozofię. (…) Profesorów szczególniej upominamy, aby pamiętali, że wszelkie pomijanie św. Tomasza przy studiach, zwłaszcza metafizycznych, przynosi poważny uszczerbek” (św. Pius X, Pascendi, 8 IX 1907). Aby znieść wszelkie wątpliwości, Stolica Apostolska stwierdziła: „Główne punkty filozofii św. Tomasza nie mają być uznane jako opinie, o których można dyskutować w tą czy tamtą stronę, ale uważane jako podstawy na których nauka o rzeczach naturalnych i boskich jest zbudowana” (św. Pius X, Doctoris Angelici, 29 VI 1914).

Idąc w tym samym kierunku, Benedykt XV zapisał w prawie kanonicznym obowiązek wykładania na uczelniach katolickich filozofii i teologii wedle nauki Doktora Anielskiego (Codex Iuris Canonici 1917, kan. 589 i 1366). Pius XI i Pius XII konsekwentnie kontynuowali to stanowisko. Ten ostatni, broniąc Oblubienicy Chrystusowej przed atakiem neomodernizmu w postaci la nouvelle théologie – nowej teologii, napisał o wiecznej filozofii w Humani generis: „Filozofia ta uznana i przyjęta przez Kościół broni, jako jedyna, autentycznej i prawdziwej wartości ludzkiego poznania, niewzruszonych zasad metafizyki i w końcu efektywnego poszukiwania każdej pewnej i niezmiennej prawdy. (…) Jest ona najskuteczniejsza ze wszystkich filozofii, aby zabezpieczyć podstawy wiary, jak też, aby przyjąć korzystnie i bez szkody owoce prawdziwego postępu”.

Szczególną wartość mają zalecenia Kościoła odnośnie do nauczania Akwinaty w dziedzinie teologii. Jan XXII kanonizował św. Tomasza 18 VII 1323 r., stwierdzając, że „niemożliwe jest aby jego nauczanie nie było cudowne, gdyż bardziej niż wszyscy inni doktorzy oświecił Kościół, a studiując jego naukę przez tylko jeden rok odnosi się większą korzyść niż studiując naukę innych przez całe swoje życie”. Św. Pius V bullą Mirabilis Deus (11 IV 1567 r.) ogłosił Tomasza Doktorem Kościoła, podkreślając, że jego autorytet przyświecał ojcom Soboru Trydenckiego (na ołtarzu obok Pisma św. położono podczas obrad egzemplarz Sumy teologicznej). Leon XIII, wznawiając studia nad tomizmem encykliką Aeterni Patris (4 IV 1879 r.), zaznaczył, iż Akwinata zajmuje szczególne miejsce wśród Doktorów Kościoła. W poświęconym temu zagadnieniu brewe z 4 sierpnia 1880 r. świątobliwy papież dodał: „Nauka jego jest jak morze, obejmująca wszystko, co nam w dziedzinie myśli przekazała starożytność. Wszelka prawda w niej zawarta: wszystko o czym mądrze rozprawiali filozofowie pogańscy, Ojcowie i Doktorowie Kościoła, światli mężowie, którzy przed nim byli – wszystko, co Tomasz nie tylko znał, ale pogłębił, udoskonalił, zorganizował z taką jasnością i trafnością, z taką siłą logiki i artyzmem w formie, iż zdaje się, że torując drugim drogę i ułatwiając im rozwiązanie najzawilszych kwestii, odjął im jednocześnie możność nie tylko prześcignięcia go, ale i dorównania mu”. Dlatego też „oddalenie się od Tomasza w filozofii, a zwłaszcza w teologii, nie może się odbyć bez poważnej szkody” (św. Pius X, motu proprio z 29 VI 1914 r.). Kościół uznał zatem jego doktrynę za swoją, odnajdując w jego nauczaniu teologicznym całkowicie pewne objaśnienie prawd wiary. Przyznano mu z tego powodu nie tylko tytuł Doktora Anielskiego ale także Doktora Powszechnego Kościoła (Pius XI, Studiorum ducem).

Papieże nalegali aby tomizm wykładano bezpośrednio na podstawie pism św. Tomasza, zwłaszcza w oparciu o Sumę teologiczną. Oczekiwano od wykładowców, że będą raczej komentować Akwinatę, niż przedstawiać autorski program; zaraz po Magisterium Kościoła autorytetem objaśniającym objawienie miał być św. Tomasz. Chodziło również o to, aby zaoszczędzić młodym teologom lektury traktatów teologicznych często bardzo wybitnych, ale pełnych ciężko strawnej dla początkujących, czysto sylogistycznej oschłości – w przeciwieństwie do metody i stylu Tomasza, które sprawiają, że lektura jego pism jest stosunkowo łatwa. Jest absolutnie pewne, że wolą Kościoła było, aby św. Tomasz, ze względu na wybitną prawowierność jego nauczania, był podstawą wszelkich studiów teologicznych. Ponieważ jednak słychać było protesty z kręgów naukowych, papież Benedykt XV podkreślił, „że jest bezwzględnie konieczne, aby pozostały zachowane i niezmienione ustalenia zalecone z taką mądrością pod tym względem poprzez Naszych poprzedników, a zwłaszcza Leona XIII i Piusa X” (List do Ojca Hugona, 5 V 1916 r.). Wobec szerzącego się nieposłuszeństwa neomodernistów Pius XII przypomniał, że wszystkie te zalecenia nadal obowiązują. Właśnie wówczas potępiono także przedstawicieli nouvelle théologie, jak jezuici de Lubac czy Daniélou lub dominikanin Congar.

Jakie wnioski należy wyciągnąć z tej nadzwyczaj pochlebnej oceny wystawionej przez Kościół św. Tomaszowi zarówno na polu filozofii, jak i teologii?

Po pierwsze, opór wobec tych zaleceń ukazuje wyraźnie obraz nieposłuszeństwa względem Stolicy Apostolskiej wśród ludzi odpowiedzialnych za wychowanie intelektualnej elity Kościoła. Jak bowiem nazwać szmuglowanie do seminariów przez niektórych wykładowców czy seminarzystów zakazanej nouvelle théologie albo przekazywanie czegoś, co było absolutnie nie do pogodzenia z podstawami tomizmu? Dlatego właśnie św. Pius X podkreślał, że moralną przyczyną modernizmu jest pycha (chęć niepodlegania Magisterium) i nieposłuszeństwo. Modernizm nie jest chorobą czysto intelektualną, bowiem niewiedza modernisty to często niewiedza zawiniona. Zwolennicy bicia się w pierś i przepraszania za błędy swych poprzedników mają tutaj okazję dokonania jakże uzasadnionych przeprosin za grzechy zaniedbania i nieposłuszeństwa, a także za ich katastrofalne skutki dla owczarni Chrystusowej. Wszystkie uczelnie katolickie powinny dokonać rachunku sumienia i przeanalizować swoje programy nauczania. Katolickie uniwersytety katolickie i papieskie akademie teologiczne ujrzałyby wówczas, że ich nauczanie nijak się ma do zaleceń Kościoła; wręcz przeciwnie, wedle słów św. Piusa X, oddalając się od Tomasza w filozofii, a zwłaszcza w teologii, wyrządzają poważną krzywdę swym studentom i całemu Kościołowi.

Po drugie, równie szkodliwe okazuje się, w świetle niezmiennego i powszechnego głosu papieży, teologiczne aggiornamento Soboru Watykańskiego II. Pod jego wpływem miało nastąpić rzekome wyzwolenie Kościoła spod ideologizacji tomizmu – ideologizacji, która, wedle opinii m.in. ks. prof. Tischnera, prof. Swieżawskiego czy dominikanina o. Michała Palucha (dyrektora Instytutu Tomistycznego w Warszawie), miała wyrządzić krzywdę samemu św. Tomaszowi! Jest to nie tylko szalenie krzywdzący zarzut w stosunku do świętych papieży, jak Pius V czy Pius X, lecz także oznacza podważanie w praktyce autorytetu Magisterium Kościoła, pod którego osąd św. Tomasz pokornie poddał swe nauczanie. Jednak atak na tomizm prędzej czy później załamie się, gdyż wedle Leona XIII „tomizm daje się zastosować do wszystkich potrzeb nie tylko jednej epoki, ale wszystkich czasów, i podaje broń pierwszorzędną do zbijania wszystkich błędów, tyle razy zbijanych, a wciąż się odradzających pod coraz to innymi nazwami. Nauka św. Tomasza potwierdza i utwierdza się sama; zawsze traw niezwyciężona i przeraża głęboko swych przeciwników” (brewe z 4 VIII 1880 r.)

Po trzecie, uznanie niezaprzeczalnego autorytetu Tomasza jest najlepszą odtrutką dla umysłów pragnących wydostać się z sideł modernizmu. Oczywiście nie chodzi tu o wykluczenie innych dobrych teologów ani o uznanie, że w tomizmie wszystkie elementy mają taką samą ważność, nie chodzi wreszcie o zaniechanie rozwoju myśli teologicznej. Wszak św. Tomasz nie poruszył szczegółowo wszystkich kwestii, ale opierając się na Tradycji, wskazał i dał teologom grunt dla pewnego i prawdziwego postępu teologicznego. Chodzi zatem o podkreślenie konieczności utrzymania głównych zasad tomizmu oraz oparcia studiów teologicznych bezpośrednio na pismach Doktora Anielskiego, a zwłaszcza na Sumie…. Św. Tomasz jest bowiem niezaprzeczalnie „regula certissima – najpewniejszą regułą” doktryny chrześcijańskiej (św. Pius V, Mirabilis Deus, 11 IV 1567 r.), co zostało potwierdzone w prawie kanonicznym Kościoła. Doktor Powszechny skupia bowiem mądrość przeszłości i przekazuje jej sedno tym, którzy pragną ją posiąść. Czytając Tomasza, czytamy Pismo św., poznajemy myśl Ojców Kościoła, naukę Doktorów średniowiecza, ale także opinie najwybitniejszych filozofów pogańskich. Nie będzie chyba nadużyciem stwierdzenie, że to sam Pan Bóg chciał, aby w XIII wieku genialny dominikanin dokonał takiej właśnie naukowej syntezy, stając się dzięki temu na zawsze drogowskazem dla przyszłych pokoleń filozofów i teologów. Według świadectwa brata Reginalda z Piperno, osobistego sekretarza św. Tomasza, Chrystus Pan powiedział mu w objawieniu pod koniec życia: „Dobrze pisałeś o Mnie, Tomaszu; jakiej pragniesz nagrody?” – na co Doktor Anielski odpowiedział: „Żadnej, jeno Ciebie, Panie!”.

Pius XI pisał w encyklice Studiorum ducem w 650. rocznicę śmierci św. Tomasza, czy raczej w 650. rocznicę jego narodzin dla nieba, że jak kiedyś w czas głodu faraon odsyłał Egipcjan do Józefa: „Ite ad Joseph – Idźcie do Józefa”, tak dzisiaj tym, co wśród zamętu pojęć szukają prawdy, powiedzieć można: „Ite ad Thomam! – Idźcie do Tomasza!”. Idź i Ty, drogi Czytelniku.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ehhh... To smutne ze tak się ideologizuje Tomasza... Przykre że się zakłada klapki na oczy i wszystko co nowe to złe... Znając Tomasza, a znam go dobrze, poświeciłem swoje studia jego osobie, widze zamknięcie go w ramach konserwatyzmu i nie wypuszczenie dalej... A filozofia i teologią są naukami wolnymi i dajmy ludziom wybierać, poprzez pokazywanie prawdy a nie narzucanie jej... Bo zamykamy Tomasza a puszcze... A wielkim on filozofem i teologiem był...

F.Malkiewicz pisze...

Smutny raczej dla mnie jest pański wpis, choć mam wrażanie, że zarzuty mijają się z treścią artykułu.
Czy nie zdaje sobie Pan sprawy, że pośrednio podważa Pan wiele przytoczonych wypowiedzi Magisterium Kościoła?
Interesuje mnie również co Pan uważa za "wolność" w teologii. Pius IX wydał w tej sprawie "Tuas libenter". Co do współczesnej filozofii, nie widzę jak ogólnie pogodzić ją z prawdą Objawioną czy też ze zdrowym chłopskim rozsądkiem.
Kawałki prawdy znajdziemy wszędzie, pewne intuicje również. Zdrowe myślenie to już co innego. Pozdrawiam, autor.

Anonimowy pisze...

Tak ale jesteśmy po Vaticanum II i wyzwoleniu Filozofii Tomasza z Akwinu z ideologizacji... Filozofia i teologia są naukami i o tym nie zapominajmy... A więc nie można nakazać Tomasza... Jeżeli chodzi o teologię, nie chce w to wnikać gdyż nie jestem teologiem ale filozofem i zajmuje się myślą św. Tomasza. A Filozofię można pogodzić z objawieniem na płaszczyźnie filozofii klasycznej, gdzie tą płaszczyzną będzie Tomasz z Akwinu, ale także inne nurty np. fenomenologia. Tutaj przykładem jest Edyta Stein czy Karol Wojtyła.

Ani teologia a ni filozofia nie mogą być dogmatyczne i o to mi chodzi... Musi być dialog między systemami teologicznymi, czy filozoficznymi ale nic nakazanego. O tym dużo pisał prof. Swieżawski...

Musi być dialog w teologii

Ps. Żeby nie było jak najbardziej jestem za Tomaszem z Akwinu :) Ale chodzi mi o dogmatyzm który często jest stosowany co do Filozofii Św. Tomasza.

To co Pan napisał to tyczy się Kościoła do Vaticanum II, a co później?? Zmiana myślenia Kościoła, nie podważa tego co było, ale po prostu ewoluowała... I bierzmy pod uwagę całość kościoła, a nie dwóch papieży...

Trzeba być otwartym tak jak był otwarty Tomasz...

Dyskusja teologiczna to jedna z rzeczy jaką Kościół dzisiaj bardzo potrzebuje...

Pozdrawiam :)

F.Malkiewicz pisze...

Po pierwsze cieszę się, że artykuł wywołał dyskusję na ten temat. Po to zresztą został napisany i w odpowiednim tonie.

W obecnym prawie kanonicznym ciągle obowiązuje nakaz nauczania św. Tomasza na uczelniach katolickich, a więc de jure "ideologizacja" Tomasza ciągle trwa, mimo, że de facto dominuje Pana przekonanie. Dlatego, powstał ten blog :-).

Co do przyjmowania całości nauczania Kościoła, chciałem delikatnie zauważyć, że powołuje się na papieży od Jana XXII do Piusa XII. To chyba znacznie więcej niż tylko dwóch papieży, skoro mowa tu o okresie od XIV do XX wieku. Sama ta ciągłość potwierdza, że Kościół uznał nauczanie Akwinaty za swe własne, za odpowiednio objaśniające Objawienia, za regula certissima

Prawdą jest, że mój artykuł podkreśla autorytet teologiczny tomizmu, a Kościół zawsze zostawiał większe pole do manewru w filozofii niż w teologii. Myli się Pan jednak, mówiąc, że teologia nie musi być dogmatyczna. A to z prostego powodu, że jej przedmiotem jest Objawienie. Dalej, nie trzeba objaśniać. Jest miejsce dla różnych opinii teologicznych, jest miejsce dla dialogu, ale obawiam się, że
inaczej rozumiemy rodzaj tegoż dialogu.

Zmiana myślenia Kościoła? Polecam lekturę Pascendi św. Piusa X czy też Humani generis Piusa XII lub mój marcowy artykuł w Zawsze Wierni, gdzie podaje przykłady pojmowania dzisiaj tajemnicy Odkupienia, w sposób, który nie jest katolicki.

To nie ja decyduje co jest a co nie jest katolickie. Jeśli jednak wiem, że element alpha należy do nauczania Kościoła, wiem, że jego zaprzeczenie nie jest prawdziwe. Gdyby mój proboszcz lub nawet papież powiedział mi, że Bóg jest w 4 osobach, wiedziałbym, że to nie prawda. Postęp dogmatów nie polega na zmianie ich sensu (zob. Sobór Watykański Pierwszy) a na dodaniu nowych ewentualnych precyzji lub też ogłoszenie explicite czegoś co było implicte zawarte w dotychczasowym wierzeniu.

Co do zaś samej filozofii: albo coś jest spójne z rzeczywistością, albo nie. Jeśli jest, bez obawy, znajdzie się na to miejsce w tomizmie. Tomizm jest otwarty na rzeczywistość na prawdę. Jeśli jest niezgodne z tomizmem, należy postarać się rozpatrzyć, która myśl mija się z rzeczywistością.

Pod tym względem rewelacją była dla mnie lektura początku "Istnieć i poznawać" Mieczysława Gogacza. Istny młot na błędne punkty wyjścia w filozofii, na filozofię współczesną.

Oby nasz "dialog" był owocny.

Ale cieszę się, że pierwszy wpis na mym blogu miał charakter polemiczny. To podnosi mi poprzeczkę na przyszłość.

Anonimowy pisze...

:) Ja to sie tylko jeszcze podzielę taką refleksją co do słowa" Tomizm". Jestem jego przeciwnikiem gdyż często Tomizmy zniekształcają prawdziwą myśl św. Tomasza poprzez przyjmowanie różnych komentatorów a nie samego Tomasza. Jestem za określeniem: Filozofia czy teologia św. Tomasza. Ale to takie moje zdanie ;)

Ale się ciesze z Pana blogu, gdyż Tomasz jest moim "Mistrzem duchowym"...

Co do "dogmatyzmu" to chodzi mi o to, że pewność mamy w dogmatach i moralności, w reszcie rzeczy jak w nauce możemy dyskutować, natomiast w kościele często patrzymy zapatrzeni jak z klapkami an oczach bez rozumienia... ślepa wiara... A wiara nie może być ślepa a rozumna...

Z tego co rozumiem Pan Sobory Watykańskiego II nie uznaje, gdyż się na to nie powołuje a zatrzymał się Pan przed soborem... Dla mnie Sobór jest wielkim błogosławieństwem iż zawsze patrze na Kościół przez cały jego pryzmat wraz z Vaticanum II.

Pozdrawiam :)

F.Malkiewicz pisze...

Na Pańskie pytanie odnośnie mej akceptacji Soboru:
40 lat po Soborze Benedykt XVI zachęca katolików do szukania poprawnej jego interpretacji (przemówienie z 22 grudnia 2005). Oznacza to, że przez 40 lat udało się nagiąć teksty soborowe w każdą stronę a nie znalezione ich prawdziwego znaczenia. Są więc one przynajmniej niejasne.

Wynika to z prawdziwej walki na Soborze pomiędzy liberałami a tradycjonalistami, walki o wiele paragrafów. Powstał tekst, który czasem nie wiadomo czy coś w ogóle znaczy.

Osobiście akceptuje sobór w świetle Tradycji. Oznacza to, że patrzę na Dignitatis humanae przez pryzmat Quanta Cura, a oba dokumenty są sprzeczne, jak to powiedział sam kardynał Ratzinger w 1982 r. Tak więc np. trzymam się Quanta cura, który jest dokumentem korzystającym z nieomylności papieskiej.

Anonimowy pisze...

Panie Franciszku ! Kiedy kolejne wpisy na blogu ??

Anonimowy pisze...

Laudetur Iesus Christus!
W zeszłym semestrze miałem przedmiot filozofia współczesna, czuję się przeto przymuszony skomentować post Czytelnika niniejszego bloga ukrywającego się za pseudonimem "loczek". Nie ręczę, iż wpis zawiera trafne streszczenie fenomenologii. Przekazuję to, co mi utkwiło w pamięci. Metoda fenomenologiczna składa się z dwu kroków: redukcji fenomenologicznej i redukcji ejdetycznej. Redukcja fenomenologiczna polega na odrzuceniu wszelkich przesądów, uprzedzeń wobec przedmiotów poznania. Czy jednak takowym uprzedzeniem nie jest np. tradycja filozoficzna? Edmund Husserl, twórca fenomenologii przeczy tedy sam sobie: pojęcia, którymi się posługuje (fenomen, eidos, noeza, noemat, intencjonalność etc.) wywodzą się z tradycji platońskiej, a opisywany krok z tradycji kartezjańskiej. A co tedy z Tradycją katolicką? Czy katolicki teolog ma się jej wyrzec przy badaniu Pisma Świętego, popadając tym samy w herezję? Redukcja ejdetyczna polega na odrzuceniu w poznaniu tego, co empiryczne i historyczne, wyodrębnieniu niezmiennego eidosu określonego zbioru zjawisk. Eidos ów ma cechy platońskich idei. Platon umieszczał je w zaświatach (mówiąc językiem scholastyków: ante rem), arystotelicy w rzeczach (in re). Późny Husserl podobno w ludzkiej głowie (post rem), schodząc na pozycje subiektywistyczne. Fenomenologia w każdym razie nie rozstrzyga jednoznacznie kwestii położenia eidosu. Pośród katolickich filozofów i teologów-fenomenologów znajdujemy ortodoksów, np. Dietricha von Hildebrandta, jak i heretyków, np. x. Józefa Tischnera. Nie wykluczam przydatności metody fenomenologicznej, np. przy analizie pojęciowej, niemniej wymaga ona znaczącej korekty.

Szczęść Boże
Piotr Bukowczyk

F.Malkiewicz pisze...

Dziękuje Panu za przybliżenie nam tematu. Szczerze mówiąc, im bliżej nas, tym więcej problemów mam ze zrozumieniem co dany "filozof" miał na myśli. Nie zgadzam się z Kartezjuszem, zwalczam Kanta, nie rozumiem Heideggera. Jest to dosyć problematyczne: choć filozofia nie tomistyczna nie interesuje mnie sama dla siebie (per se) interesuje mnie odpieranie jej zarzutów jak i ataków (a więc per accidens) gorzej jak trzeba poświęcić o wiele więcej czasu na zgłebianie czyjejś myśli bo pozostaje mniej czasu na lekturę św. Tomasza.
Poza tym, i jest to chyba powszechne, aktywność studentów na ćwiczeniach współczesnej jest osłabiona przez niejasność myśli współczesnej. Podziwiam kolegów, którzy bez problemu analizują ich teksty i teorie.
Sam Husserl jest ciekawym przykładem bezsilnej ucieczki z sideł idealizmu. Zawdzięczamy mu położenie akcentu na intencjonalność naszego poznania, co stanowi poważny krok w stronę realizmu epistemologicznego tak zwalczanego przez Kanta, jednak rzeczywiście Husserl, co skłóciło go chyba z Edytą Stein, stoczył się ostatecznie w subiektywizm. Szkoda. Jak ktoś chce zerwać z Kantem polecam wpierw codzienne obcowanie z wymaganiami rzeczywistości, różne prace domowe, zmęczenie fizyczne oraz zmniejszenie dawki świata wirtualnego. Chodzi bowiem o pewność wynikającą z naoczności i oczywistości, które zdobywa się w doświadczeniu. Sądze, że nie ma innego ratunku dla idealisty niż doświadczana oczywistość którą odrzuca.

Piotr Bukowczyk pisze...

Laudetur Iesus Christus!
Oprócz neotomistów, i pozytywistów jasno na pewno piszą filozofowie-analitycy. Z tego nurtu czytałem m. in. texty przedstawicieli szkoły lwowsko-warszawskiej (Kazimierz Ajdukiewicz, Tadeusz Kotarbiński, Alfred Tarski) oraz kontynuatorów jej tradycji ( x. Józefa Bocheńskiego OP, którego myśl jest mi szczególnie bliska, jak również Jana Woleńskiego), Bertranda Russela. Trudności przy czytaniu dzieł owych filozofów wynikają z posługiwaniem się przez nich (z w/w wymienionych zwł. Tarskiego) nieraz fachowym aparatem logiczno-matematycznym. Co do oceny innych kierunków współczesnej filozofii jesteśmy zapewne zgodni. Z myśli Heideggera ma być może jakąś wartość jego filozofia techniki, zawarta np. w odczycie "Pytanie o technikę" z 1953 r., z naczelnym pojęciem "ze-stawu", oznaczającym ujmowanie świata jako zasobu. Heidegger pisze, iż taka orientacja zaczyna dominować w dzisiejszym świecie. Wydaje się to potwierdzać szybkie powstawanie na wielu uczelniach kierunków typu "marketing i zarządzanie" czy np. obecność w programach studiów studiów (choćby politologicznych na Uniwersytecie Wrocławskim, żeby wymienić przykład z własnego życia wzięty) przedmiotów ze słowem "zarządzanie" w nazwie, np. "zarządzanie zasobami ludzkimi"). Atoli zjawisko prawdopodobnie wcześniej od Heideggera opisali neomarxiści ze szkoły frankfurckiej (nazywali to "panowaniem rozumu instrumentalnego"). Heidegger, opisując rodzaje przyczyn, powiela w tym odczycie myśli Arystotelesa zapewne z "Metafizyki", co sam przyznaje. Wypada zadać też sobie pytanie, co niektórzy już uczynili, czym ta filozofia techniki różni się np. od wcześniejszej, bo rozwijanej już od l. 30. XX w. prakseologii Kotarbińskiego, która również podejmował refleksję nad techniką (w kontekście sprawnego działania). Niestety, w pismach Heideggera całe ustępy tekstów, to bełkot, jeśli da się wyłowić jakieś sensowne zdanie, to wyraża myśl subiektywistyczną (np. zawierające pojęcie "nastrojowości" zapożyczone od Sørena Kierkegaarda). Moje postawa wobec egzystencjalizmu jest chyba jasna. To nurt głęboko irracjonalny, który wszędzie poszukuje absurdów (Kierkegaard w religii, Camus w relacji życiu ludzkim). Wilhelm Dilthey, twórca hermeneutyki, twierdzi, iż spór między światopoglądami jest rzekomo nierozstrzygalny i propaguje irracjonalizm (słynne twierdzenie, iż życia nie można zamknąć w formułach logicznych). Z hermeneutów szanuję tylko dr Leszka Kleszcza z Uniwersytetu Wrocławskiego. Moje poglądy na temat marxizmu nie odbiegają od poglądów x. Bocheńskiego wyrażonych w jego książeczce pt. "Sto zabobonów". Odrzucam również skrajnie empiryczną epistemologie pozytywistów, która zresztą każe wykluczyć z grona uczonych matematyków i logików, czego pozytywiści jednak nie czynią.

Szczęść Boże
Piotr Bukowczyk