niedziela, 9 marca 2008

24 tezy tomizmu

W zeszły piątek obchodziliśmy wspomnienie świętego Tomasza z Akwinu. Dla katolickich filozofów i teologów to ważny dzień. Na katolickich uczelniach o charakterze teologiczno-filozoficznym organizowane są wtedy uroczyste Msze św. ku czci „najświętszego z uczonych, i najbardziej uczonego ze świętych”. Oby takie okazje były nie tylko bodźcem do modlitwy, choć to najważniejsze, czy też pożytecznym radosnym świętowaniem Doktora Powszechnego, choć z umiarkowaniem, gdyż 7 marca zawsze wypada w Wielki Post, lecz także do refleksji nad przekazem doktryny Akwinaty. Uważamy Doktora Anielskiego za świetnego teologa czy filozofa, genialnego naukowca na płaszczyźnie prawd nadprzyrodzonych i naturalnych, zapominając, że prawdy te to nie abstrakty myśli uniwersyteckiej a jedynie systematyzacja naukowa rzeczywistości, która nas otacza i której poznawania jest nam dane. Przypomnienie, iż chodzi o rzeczywistość jest o tyle istotne, że żyjemy w czasach, w których regularnie podważa się ją czy to na płaszczyźnie Objawienia (choć świat nadprzyrodzony jest jeszcze bardziej rzeczywisty od naszego a to dlatego, że ma więcej bytu…) czy to na płaszczyźnie natury. I dla tego postanowiłem dziś zamieścić najistotniejsze dla tomizmu tezy tyczące się rzeczywistości.

Skąd się one wzięły?

Otóż jak wspominałem w pierwszym mym wpisie, Ojciec Święty św. Pius X (1903-1914) postawił tomizm jako naturalną barierę dla modernizmu, kloakę wszystkich herezji, której perfidia leży w tym iż atakuje Kościół od wewnątrz (zob. encyklikę Pascendi tegoż ostatniego kanonizowanego papieża). Konkretnie papież zobowiązał katolickie uczelnie do wykładania tomizmu jako podstawowego gruntu formacji filozoficzno-teologicznej, zaś echem tej decyzji stał się odpowiedni paragraf w prawie kanonicznym z 1917 zwanym pio-benedyktyńskim (Kodeks został prawie skończony za pontyfikatu św. Piusa X, zaś promulgowany został przez Benedykta XV). W między czasie hydra modernizmu podniosła pysznie głowę: chciano umknąć od tomizmu powołując się na pewne przestarzałe modele fizyczno-biologiczne lub też ze względu na pewne szczegółowe opinie Akwinaty. I z tego to właśnie powodu Kongregacja ds. Uniwersytetów Katolickich na prośbę papieża Benedykta XV sformułowała w 1916 24 tezy tomistyczne przedstawiające to co najistotniejsze dla tomizmu.

Czytelnik nie zapoznany z językiem filozofii może uznać je za niestrawne, co rozumiem: nie ma się co przejmować, powstały one bardziej jako dyrektywy dla uczelni katolickich. Czytelnik filozof nieznający jeszcze tomizmu znajdzie w nich wspaniałe antidotum dla błędów Kartezjusza czy mitów Emanuela Kanta. Innymi słowy: powrót do rzeczywistości po niewoli babilońskiej w Królewcu… Zaś czytelnik doszukujący się wszędzie dowodów rozczaruje się: są to tezy wyłonione z myśli św. Tomasza, nie zależnie od drogi jaką Akwinata do nich doszedł. Jeśli ktoś szuka dowodów pozostaje mi tylko powiedzieć: Ite ad Thomam!

Poniższe 24 tezy zaczerpnąłem z działu „Tomizm” w serwisie internetowym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X.

I. Możność i akt dzielą byt w ten sposób, że cokolwiek bytuje, jest albo czystym aktem, albo składa się koniecznie z możności i aktu.

II. Akt, ponieważ jest doskonałością, nie może doznać ograniczenia jak tylko ze strony możności, będącej zdolnością do przyjęcia doskonałości. Dlatego akt w porządku, w którym jest czysty, jest zarazem nieograniczony i jedyny, gdzie zaś jest skończony i zwielokrotniony, tam wchodzi w skład z możnością.

III. Dlatego sam tylko Bóg urzeczywistnia w sobie bezwzględne pojęcie bytu i On sam jest jedyny i całkiem niezłożony; wszystkie inne jestestwa, mające tylko udział w bycie, posiadają naturę ścieśniającą byt; dlatego są złożone z istoty i istnienia, jako z pierwiastków realnie się różniących.

IV. Byt, nazwany od bytowania, orzeka się o Bogu i o stworzeniach nie jednoznacznie ani też nie całkiem wieloznacznie, ale analogicznie, na mocy analogii atrybucji i proporcjonalności.

V. Ponadto w każdym stworzeniu zachodzi złożoność podmiotu samoistnego z formami drugorzędnymi i dodatkowymi, czyli przypadłościami, ta zaś złożoność nie dałaby się pojąć, gdyby istnienie nie łączyło się z rzeczowo różną od siebie istotą.

VI. Oprócz przypadłości bezwzględnych istnieje jeszcze względna, czyli stosunek do czegoś. Chociaż stosunek do czegoś nie wyraża w swoim pojęciu jako takim tego, że tkwi w czymś, często jednak ma przyczynę w rzeczach i dlatego posiada istotę rzeczywistą, różną od podmiotu.

VII. Stworzenie duchowe jest w swej istocie całkiem pojedyncze. Pozostaje w nim jednak podwójna złożoność, mianowicie: istoty z istnieniem i substancji z przypadłościami.

VIII. Stworzenie cielesne złożone jest w samej swej istocie z możności i aktu, ta zaś możność i akt w porządku istoty zwie się materią i formą.

IX. Żadna z tych części nie bytuje samoistnie, żadna wprost nie powstaje ani wprost nie ginie, żadnej nie umieszcza się wprost w kategorii, lecz tylko pośrednio, jako pierwiastek substancjalny.

X. Chociaż z naturą cielesną łączy się rozciągłość na części całkujące, jednak dla ciała nie jest tym samym: „być substancją” i „być wielkim”. Substancja bowiem jest niepodzielna, rozumie się ją nie na sposób punktu, lecz na sposób tego, co się znajduje poza obrębem wymiaru przestrzennego. Ilość zaś, dzięki której otrzymuje substancja rozciągłość, różni się rzeczowo od substancji i jest prawdziwą przypadłością.

XI. Materia oznaczona ilością stanowi zasadę jednostkowienia, to jest różnicy czysto ilościowej, niemożliwej do zaistnienia w świecie czystych duchów, między jednym osobnikiem a drugim w obrębie tego samego gatunku.

XII. Ta ilość sprawia, że ciało znajduje się w miejscu opisowo i tylko w jednym miejscu może się znajdować.

XIII. Ciała dzielą się podwójnie, mianowicie na ożywione i nieożywione. W ożywionych forma substancjalna, zwana duszą, wymaga ustroju organicznego, tj. części różnorodnych, dlatego, aby w tym samym podmiocie istniała część poruszająca i część poruszana.

XIV. Dusza roślinna i zwierzęca nie bytują samoistnie, nie są też wprost wytwarzane, lecz są jedynie pierwiastkami bytu i życia istoty żywotnej, a ponieważ zależą całkowicie od materii, giną pośrednio, gdy ginie byt złożony.

XV. Przeciwnie, dusza ludzka bytuje samoistnie, a stwarza ją Bóg w chwili, gdy podmiot jest dostatecznie przysposobiony na jej wlanie, jest też z istoty swojej niezniszczalna i nieśmiertelna.

XVI. Ta dusza rozumna tak się łączy z ciałem, że staje się jego jedyną formą substancjalną, a przez nią człowiek ma i człowieczeństwo, i zwierzęcość, i życie, i cielesność, i substancjalność, i byt. Dusza daje więc człowiekowi wszelki stopień istotnej doskonałości, a nadto udziela ciału aktu istnienia, którym sama bytuje.

XVII. Władze organiczne i nieorganiczne, należące do dwóch odrębnych porządków, wypływają z duszy ludzkiej przez naturalną konsekwencję; podmiotem pierwszych, do których należy zmysł, jest ciało ożywione, drugich sama tylko dusza. Dlatego umysł jest władzą niezależną wewnętrznie od narządu zmysłowego.

XVIII. Z niematerialności wynika koniecznie umysłowość, i to tak dalece, że stopniowi oddalenia od materii odpowiada dokładnie stopień umysłowości. Całkowitym stopniem poznania umysłowego jest byt jako taki, właściwym zaś przedmiotem poznania umysłu ludzkiego, złączonego tu z ciałem, są istoty rzeczy, oderwane od warunków materialnych.

XIX. Poznanie czerpiemy zatem z rzeczy zmysłowych. Ponieważ zaś rzecz zmysłowa nie jest bezpośrednio dostępna poznaniu umysłowemu, dlatego — oprócz umysłu formalnie poznającego — trzeba przyjąć czynną władzę w duszy, której zadaniem jest wydobywać z wyobrażeń formy umysłowe.

XX. Przez te formy umysłowe poznajemy bezpośrednio byty ogólne; byty jednostkowe poznajemy zmysłami, a także umysłem przez zwrot ku wyobrażeniom; do poznania zaś bytów duchowych wznosimy się drogą analogii.

XXI. Umysłu nie wyprzedza wola, lecz postępuje za nim, pożąda ona koniecznie tego, co jej przedstawia umysł jako dobro ze wszech miar zaspokajające pożądanie; jednak wybiera z wolnością między wieloma dobrami, które jej przedkłada umysł w zmiennym sądzie o ich wartości dla pożądania. Dlatego wybór następuje po ostatnim sądzie praktycznym; wola jednak sprawia, że ten sąd jest ostatni.

XXII. Istnienia Boga nie poznajemy ani przez bezpośredni ogląd, ani na mocy dowodu a priori, lecz jedynie a posteriori, tj. z rzeczy, które są stworzone, posługując się dowodem, wznoszącym się ze skutków do przyczyny, mianowicie: z rzeczy, znajdujących się w ruchu i nie mogących mieć w sobie całkowitej przyczyny ruchu, do pierwszego nieruchomego poruszyciela; z pochodzenia rzeczy, wchodzących w skład świata, od przyczyn sobie podporządkowanych, do przyczyny pierwszej, nie mającej już dalszej przyczyny; z bytów zmiennych, obojętnych na byt lub niebyt, do Bytu bezwzględnie koniecznie istniejącego; z rzeczy, które uczestniczą w mniejszym stopniu w doskonałościach bytu, życia, umysłu, więcej lub mniej bytują, żyją, umysłem pojmują, do tego, który jest najwyższym Umysłem, najwyższym Życiem, najwyższym Bytem; wreszcie od porządku panującego we wszechświecie do Umysłu, różnego od świata, który wszystko uporządkował, ułożył i wszystkim celowo kieruje.

XXIII. Za cechę metafizyczną, stanowiącą istotę Boga, uważa się słusznie tożsamość Bożej istoty z aktem samego istnienia, czyli samoistne bytowanie Boga; stąd też wynika nieskończoność w Jego doskonałości.

XXIV. Bóg więc wyodrębnia się od wszystkich rzeczy skończonych właśnie czystością swojego bytowania. Stąd wnosi się najpierw, że świat mógł wyjść z Boga tylko przez akt stwórczy; po drugie, że siła stwórcza, ponieważ dotyczy w pierwszym rzędzie i wprost bytu jako bytu, nie może stać się udziałem żadnej istoty stworzonej, nawet w sposób cudowny; wreszcie, że żaden czynnik stworzony nie wpływa na bytowanie jakiegokolwiek skutku, jak tylko dzięki poruszeniu, otrzymanemu od pierwszej Przyczyny.

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Uważam, że warto przypominać takie podstawowe kwestie filozoficzne zwłaszcza w naszych czasach, gdy panuje zamęt intelektualny!
Powodzenia!

Adam Małaszewski

Anonimowy pisze...

Na studiach miałem pół roku filozofii. Z wymienionych punktów nic nie zrozumiałem.

Anonimowy pisze...

Jestem studentem III roku Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim i dzięki temu mimo, iż pracę magisterską zamierzam pisać w Instytucie Politologii, miałem i mam sporo zajęć w Instytucie Filozofii.
Dowód na istnienie Boga z pierwszej przyczyny, czyli ten zawarty w XXIV tezie tomistycznej papieża Benedykta XV, doczekał się krytyki niektórych filozofów analitycznych. Przytoczę owe zarzuty poniżej:

"Jeśli może być coś bez przyczyny, może to być równie dobrze świat, jak i Bóg, tak ze argument ten jest zupełnie bezwartościowy."

Bertrand Russell: "Dlaczego nie jestem chrześcijaninem", dostępne na:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1281

"Ateiści kwestionują i jedno, i drugie, np. zwracają uwagę, że z tego, iż każde zdarzenie ma swoją przyczynę, nie wynika, że istnieje przyczyna wszystkich zdarzeń (Russell próbował to bezskutecznie uprzytomnić Frederickowi Coplestonowi przez wskazanie, że z faktu, iż każdy człowiek ma matkę, nie wynika, że istnieje matka wszystkich ludzi) lub też na to, że Tomasz okazywał niemożliwość nieskończonych sekwencji zdarzeń przez odwołanie się do błędnej fizyki Arystotelesa."

Jan Woleński: "Wybór w warunkach niepewności", dostępne na stronie:
http://tygodnik2003-2007.onet.pl/1546,1218831,4,dzial.html

Proszę Czytelników niniejszego bloga, a przede wszystkim p. Franciszka Malkiewicza, o komentarz do niniejszych, jak się wydaje poważnych, zarzutów.

Piotr Bukowczyk

F.Malkiewicz pisze...

Po pierwsze przepraszam czytelników bloga, że nic ostatnio nie publikuje a wynika to stąd, że jestem w trakcie kończenia pracy magisterskiej... z dowodu na istnienie Boga u świętego Tomasza z Akwinu.

Narazie dam wstępną krótką odpowiedź, więcej umieszczę za parę tygodni.

W mej pracy koncentruje się na aspekcie zagadnienia wieczności świata względem dowodu na istnienie Boga. Zapoznałem się już z podobnymi zarzutami pana prof. Woleńskiego i trzeba przyznać, że nie ma on pojęcia co do wypowiedzi św. Tomasza z Akwinu na ten temat.
Po pierwsze św. Tomasz uważa iż na płaszczyźnie rozumu nie można rozstrzygnąć czy świat istnieje od zawsze czy nie, tak też na płaszczyźnie rozumu nie można rozstrzygnąć czy była pierwsza matka wszystkich ludzi. Pod koniec życia napisał na ten temat specjalny traktat De Aeternitate Mundi. Początek świata znamy na podstawie Objawienia czyli poprzez wiarę.

Co do kwestii nieskończoności przyczyn, wydaje mi się, że pan prof Woleński w swoich pismach milcząco pomija Komentarz św. Tomasza do Metafizyki Arystotelesa, chodzi mianowicie o księgę drugą lekcje 3-4-5. Nie ma tam słowa o fizyce arystotelesowskiej. Arystoteles objaśnia natomiast, że nie zależnie czy ciąg przyczyn jest skończony czy nie, istnieje pierwsza przyczyna bez której nie było by wogóle ciągu. Osiąga to poprzez analizę konceptu "przyczyna".


Zarzuty zawsze są ciekawe dla podkreślenia prawdziwości dowodu. Zarzuty przez Pana wspomniana nie były obce Doktorowi Anielskiemu ani późniejszym tomistom.

Jeśli zna Pan francuski polecam książkę Garrigou Lagrange "Dieu Son Existence, Sa Nature".
Jeśli nie na stronie uksw dostępne są książki Mieczysława Gogacza w pdf. "Polecam Elementarz Metafizyki" oraz "Platonizm i arystotelizm". Uważam, że zbyt oddziela św. Tomasza od Arystotelesa ale proszę zaglądnąć na spis treści i przeglądnąć sobie strony tyczące się teodycei.

Ja sam postaram się napisać coś więcej na ten temat po skończeniu pracy. Zarzuty zostaną uwzględnione. Dziękuje za zainteresowanie tym blogiem.
Wszystkiego najlepszego z okazji dzisiejszego świeta religijno narodowego.
F. Malkiewicz.

Anonimowy pisze...

Chodzi o to, że w świecie przedmioty i zdarzania mają swoją przyczynę (jeżeli tak nie jest to proszę to wykazać), mają je także przyczyny gdyż także one są zdarzeniami lub przedmiotami. Wieczność świata (o której Pan wspomina) oznaczała by zatem, że ciąg ten można pociągnąć w nieskończoność a co za tym idzie uznać, że świat który jest ciągiem przyczyn nie miał by pierwszej przyczyny co oznacza, że musiał by istnieć i nie istnieć za razem! Bóg u świętego Tomasza jest przyczyną METAFIZYCZNĄ a nie fizyczną. Innymi słowy bez metafizyki (która doprowadza do Boga) zatrzymujemy się na porządku przyrodzonym który nic nie wyjaśnia i doprowadza to sprzeczności.

Anonimowy pisze...

Wiem, że nie będzie mógł się Pan ze mną zgodzić, ale proszę odnieść się do mojej opinii. Uważam, że filozofia scholastyczna ze Św. Tomaszem na czele była początkiem procesu, który zakończył się upadkiem cywilizacji chrześcijańskiej. Próba racjonalizacji wiary jest wg. mnie z punktu widzenia katolickiej ortodoksji wielce problematyczna. Istnienia Boga nie można udowodnić! Gdyby udowodniono istnienie Boga, proszę powiedzieć, jaki byłby sens wiary w Niego? Zresztą gdy spojrzymy głębiej w przeszłość, zobaczymy, że historia się powtarza. Pojawienie się filozofów w starożytnej Grecji również było przejawem powolnego upadku tamtej cywilizacji. Niedługo później pojawili się sofiści ze swym relatywizmem, a wkrótce potem świat grecki uległ rozpadowi. Oczywiście wiadomo, że istnienie filozofii chrześcijańskiej było na początku niezbędne. Ojcowie Kościoła musieli dać odpór atakującym chrześcijaństwo filozofom pogańskim. Gdy jednak jedyna prawdziwa wiara zapanowała w całej niemal Europie, nie było konieczności racjonalizowania wiary. Przełom nastąpił w XII i XIII w., kiedy to Kościół, zamiast pójść drogą proponowaną przez Bernarda z Clairvaux, postawił na autonomię uniwersytetów i uprawianą tam dialektykę. Przyczyny wszystkich negatywnych zjawisk kolejnych stuleci, uwieńczonych haniebną rewolucją, tkwią właśnie w tamtym błędzie. Trudno mi zrozumieć, że w tak trudnych dla siebie czasach Kościół sięga po filozofię Doktora Anielskiego, miast czerpać choćby ze Św. Augustyna. Pozostaje mieć nadzieję, że Ojciec Święty Benedykt XVI spełni pokładane w nim nadzieje na zmianę kursu Kościoła. Pozdrawiam!

F.Malkiewicz pisze...

W sumie to nie zrozumiałem wypowiedzi anonima na temat kwestii odwieczności świata. (Proponuje przynajmniej pseudonimy jako podpisy dla rozróżnienia wpisów).
Metafizycznie nie udowodni Pan skończoności świata a to dlatego, że każda nauka ma za przedmiot to co konieczne i powszechne a z definicji uniwersały abstrahują od hic et nunc, a strony Boga nie ma ograniczenia by stwarzał teraz lub wcześniej. Natomiast jeśli mam rozumieć Pana wypowiedź jako, że w każdym razie (czy świat istnieje od zawsze czy nie) potrzebna jest pierwsza przyczyna bez której rzeczywistość byłaby absurdalna, zgadzam się. Niech wszyscy pamiętają, że tomistyczne dowody na istnienie Boga wymagają pierwszej przyczyny w porządku aktulanym (tu i teraz) a nie w przeszłośći jako tzw stworzenia w czasie. Jest to skomplikowana kwestia, którą przybliża opracowanie traktatu De aternitate mundi św. Tomasza przez Pokulniewicza (tłumaczenie plus objaśnienia historyczno filozoficzne).
Aha no i jeszcze nie rozumiem w jaki sposób metafizyka św. Tomasza pozwala wznieść się ponad poziom przyrodzony. Dla mnie "przyrodzony" jest przeciwieństwiem "nadprzyrodzonego" a nadprzyrodzony podlega już pod Objawienie, przynajmniej supernaturalis quoad substantiam...

F.Malkiewicz pisze...

Odnosząc się do wpisu anonima z 22 maja.
Z mojej strony będzie krótko i może trochę chaotycznie, przepraszam.

Z Pańskiego wpisu zakładam, że najprawdopodobniej jest Pan katolikiem, i odpiszę uwzględniając ten fakt.
Najpierw więc parę nieomylnych danych ze strony naucznia Kościoła, potem próba paru objaśnień.

-Stanowisko fideistyczne oraz tradycjonalizm, pomniejszające możliwość naturalnego poznania człowieka zostały definitywne potępione w XIX wieku przez papieży.
-Możliwość naturalnego poznania istnienia Boga jako pierwszej przyczyny i celu wszystkich rzeczy, poznania w sposób pewny, jest dogmatem ogłoszonym podczas I Soboru Watykańskiego. Opiera się on w Piśmie Świętym na nauczaniu św. Pawła Apostoła: "Gdyż niewidzialne jego przymioty, od stworzenia świata, przez zrozumienie tych rzeczy, które są ucznione, bywają poznawane, wieczna też moc jego i bóstwo, że nie mogą być wymówieni." (Rz 1,20)Innymy słowy ateista nie ma wymówki.
Jeśli katolik wie, że jest to dogmat (a nim jest) i neguje go świadomie, popełnia grzech herezji wykluczając się jednocześnie z Kościoła, przynajmniej w przypadku kiedy ta negacja jest jawna.

Tyle jeśli chodzi o najmocniejsze fakty z nauczania Kościóła obdarzone rangą nieomylności.

Teraz parę objaśnień.
-Wiara nie jest czymś nierozsądnym a więc jest czymś rozsądnym (zob. nauczanie św. Piotra: Uzasadniajcie nadzieję, która jest w was)
Jednakże wiara nie jest czymś oczywistym (innaczej nie byłaby wiarą) Ponieważ jednak jest czymś rozsądnym oznacza to, że istnieją elementy świadczące w sposób niezawodny o wiarygodności wiary (cuda, itd.). Te jednak zakładają, istnienie tego, który swoim autorytetem poświadcza nieoczywiste Objawienie. Nie oznacza to, że każdy wierny musi mieć metafizyczną jasność istnienia Boga, jednak jest to konieczne dla Kościóła w ogóle.
(Nie neguje to możliwości aby Pan Bóg, ze względu na słabość ludzkiego poznania po grzechu pierworodnym, objawił Swoje Istnienie w sposób oczywisty). Innymi słowy wiara dzieli się na to co jest jej przedmiotem w sposób właściwy, czyli czego nie można poznać bez Objawienia (Trójca Przenajświętsza, Bóstwo Pana Jezusa, Wniebowstąpienie Najświętszej Maryii Panny,...) oraz na to co jest jej przedmiotem w sposób przydałościowy, tzn. co można poznać również bez pomocy Objawienia (choć Objawienie jest tu bardzo pomocne po grzechu pierworodnym). Czyli ma pan rację, że w pierwszym znaczeniu dowód obala wiarę, ale istnienie Boga nie należy do Objawienie jako takiego w sposób właściwy (per se) lecz tylko w sposób przypadłościowy (per accidens).
-święty Tomasz jako argument możliwości dowodu na istnienie Boga (to jeszcze nie jest sam dowód) cytuje słowa św. Pawła. Mam nadzieję, że Benedykt XVI nie usatysfakcjonuje Pana cenzurując Pismo Święte...
-co do relacji tomizm/augstianizm odsyłam Pana do polemiki p. Golonki z p. Wielomskim "Dla jakiej wiary?".
-na koniec nie pozostaje mi nic innego jak życzyć lekturę paru obiektywnych opracowań historiozoficznych, nawet nie koniecznie autorstwa katolików, obalających pańską, jakże pessymistyczną i nieadekwatną do rzeczywistości, wizję dziejów. W prawdzie zarzuci mi Pan, że Gilson był tomistą, ale on polubił św. Tomasza po zapoznaniu się z jego doktryną. Opracowania Gilsona na temtaty średniowiecza pozostają nie zastąpione. Lektura "Trzech Reformatorów" Maritain'a (uwaga na jego personalizm w jednym z rodziałów) jest dla pana obowiązkowa jako wstęp, umożliwiający nam dalszą dyskusję. Pozdrawiam, Malkiewicz.

PS. Kiedy używam stanowczych stwierdzeń, to nie po to by Panu dołożyć, tylko podkreślić, że Pana postawa prowadzi do sprzeczności z tożsamością katolicką (założyłem, że jest Pan katolikiem i chce Pan nim pozostać ze względu na Pana zbawienie). Proszę przy tym pamiętać, że funkcja papieża ma za cel podtrzymawać tożsamość katolicką a nie zmieniać ją.
Aha, dla świętego Augustyna (jak i dla Platona) było jak najbardziej możliwe naturalne poznanie istnienia Boga (poprzez skutki do ich przyczyny...). Z resztą Pana zarzuty nie tyczyły się samego dowodu na istninie Boga a wynikały z nie rozróżnienia przedmiotu wiary.

Anonimowy pisze...

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Nie mogę teraz odpowiedzieć, postaram się to zrobić w najblizszym czasie.

Anonimowy pisze...

Odnośnie wpisu z 18 maja w raczej komentarza do niego. Przyczyna w porządku przyrodzonym? Bóg o ile mi wiadomo utrzymuje świat w istnieniu (sam jest istnieniem). Pierwsza przyczyna o ile się nie mylę nie może być odnaleziona w porządku przyrodzonym. To pachnie panteizmem. Pierwsza przyczyna jest zasadą metafizyczną a nie fizyczną.

Anonimowy pisze...

Napisał Pan: "Stanowisko fideistyczne oraz tradycjonalizm, pomniejszające możliwość naturalnego poznania człowieka zostały definitywne potępione w XIX wieku przez papieży. Możliwość naturalnego poznania istnienia Boga jako pierwszej przyczyny i celu wszystkich rzeczy, poznania w sposób pewny, jest dogmatem ogłoszonym podczas I Soboru Watykańskiego". Zapewne ma Pan na myśli, między innymi, ten dogmat: "Gdyby ktoś mówił, że jednego i prawdziwego Boga, Stwórcę i Pana naszego, nie można poznać ze stworzeń w sposób pewny z pomocą naturalnego światła rozumu ludzkiego - niech będzie wyklęty." (Dei Filius). Proszę zauważyć, że zdanie to nie brzmi: "(...)w sposób pewny tylko i wyłącznie z pomocą naturalnego światła rozumu ludzkiego" – a to jest już zasadnicza różnica. Ja po prostu mam na myśli fakt, że owo poznanie – również naturalne - nie może dokonać się tylko i wyłącznie z pomocą tego światła, ponieważ niezbędna jest jeszcze łaska. Takie twierdzenie nie jest zatem sprzeczne z przytoczonym dogmatem. Oczywiście, kiedy mówię o łasce nie mam na myśli bierności człowieka - łaska jest niejako nagrodą za starania podejmowane przez naszą wolę, aby nasza dusza była blisko Boga. Starania te człowiek podejmuje w oparciu o własne rozumowanie, które jest w tym procesie niezbędne, lecz musi być ono wsparte aktem woli. Nie twierdzę więc, że wiara jest sprzeczna z rozumem i że go neguje, tylko mówię, że wiara rozum przekracza. Bazując tylko na samym rozumie człowiek nie jest w stanie zbliżyć się do Boga. Sam rozum nie wystarczy nawet do poznania naturalnego, bo i tu ze strony człowieka niezbędny jest akt woli, a ze strony Boga – akt łaski.

Wszystkie dowody na istnienie Boga mają charakter czysto racjonalny, a poznanie racjonalne nie jest poznaniem doskonałym (choć oczywiście jest ono czymś znacznie więcej niż doksa). Mogą nas one naprowadzić na właściwy trop, mogą one nam niczym morskie latarnie wskazywać właściwą drogę, mogą być wstępem do poznania Prawdy, ale by do Niej dotrzeć, niezbędna jest łaska. Funkcję naturalnego poznania istnienia Boga rozumiem następująco (proszę wybaczyć, ujmę to może trochę lapidarnie, ale tak będzie mi łatwiej): człowiek, który Go szuka za pomocą rozumu i woli, w nagrodę dostępuje łaski i przekonuje się, że On istnieje. Tym samym widzi w sposób pewny, że „coś jest na rzeczy”, i dzięki temu wie już, gdzie leży Prawda (ale na tym etapie nie możemy w żadnym wypadku mówić jeszcze o wierze). Następnym krokiem jest zbliżanie się do tej, poznanej już, Prawdy za pomocą woli, jednak przy ciągłym korzystaniu z dobrodziejstwa łaski. Wniosek: bez łaski nie jest możliwe ani poznanie Prawdy, ani zbliżenie się do Niej (oczywiście nie jest ono również możliwe bez rozumu).

Rzeczywiście moje twierdzenie potępiające w czambuł całą refleksję rozumową było przesadzone. „Problem” z Tomaszem polega jednak na tym, że rozważa on człowieka w oderwaniu od jego nadprzyrodzonego powołania, bez uwzględnienia jego nadprzyrodzonego celu. Z tego wynika ostre rozgraniczenie, jakie Akwinata wprowadza pomiędzy teologią a filozofią, a które w filozofii św. Augustyna nie występuje (przynajmniej nie w takim stopniu). Doprowadziło to do „uwolnienia” filozofii od teologii. Będę się upierał, że spowodowało to większość negatywnych zjawisk następnych stuleci. Ich przyczyny tkwiły bowiem nie w procesach społecznych czy politycznych, lecz w błędach intelektualnych. Nie neguję rzecz jasna różnicy pomiędzy tym, co naturalne, a tym, co nadprzyrodzone, a co za tym idzie nie neguję potrzeby istnienia refleksji rozumowej. Mimo to filozofia powinna być zdecydowanie podporządkowana teologii, a to właśnie tomizm doprowadził do emancypacji tej pierwszej dyscypliny.

Na koniec pytanie: czy uważa Pan, że Juan Donoso Cortes, wypowiadając zdanie „Bez wiary nie wiem, co jest prawdą, i rozumiem tylko zachowanie sceptyków”, postawił się poza Kościołem? Czy Nicolas Gomez Davila pisząc, że „prądy historyczne zmierzają w dobrym kierunku jedynie w okresie od V do XII wieku”, głosi herezję?

Pozdrawiam

P.S. Napisał Pan: „Funkcja papieża ma za cel podtrzymywać tożsamość katolicką a nie zmieniać ją” - absolutna zgoda. Tak na marginesie, nie ma Pan wrażenia, że niektórzy z ostatnich następców św. Piotra chwilami o tym zapominali?

F.Malkiewicz pisze...

Dziękuję Panu Patrykowi za precyzję do wypowiedzi. Rozumiem ją teraz następująco: pierwsza przyczyna aby mogła wyjaśniać cokolwiek musi być nadprzyrodzona (czyli nie przyrodzona) inczaj nie wyjaśnia porządku przyrodzonego.

Błędnie zrozumiałem Pana wypowiedź jako iż by metafizyka s a m a w s o b i e była poznaniem nadprzyrodzonym (w sensie podlegającym pod Objawienie) i stąd mój poprzedni wpis mający za cel odróźnić poznanie czysto teologiczne od filozofii.
Dziękuje bardzo za Pańskie doprecyzowanie i uświadomienie nam wszysktkim tego ważnego aspektu omawianej kwestii.
Szczerze pozdrawiam,
Franciszek.

F.Malkiewicz pisze...

Szanowny tradycjonalisto,
Cieszę się, że możemy dalej doprecyzować temat wskazując prawdę.
Na początku przypomnę jeszcze raz ważne rozróżnienie na to co Objawione jest quoad substantiam (czyli nie możliwe dla pozniania czysto naturalnego w ogóle) i quoad modum (czyli mimo, że Objawione możliwe dla poznania bez specjalnej pomocy Bożej). Do pierwszego rodzaju należy np. dogmat o Trójcy Przenajświętszej, do drugiego np. nieśmiertelność ludzkiej duszy. Pierwszy rodzaj to właściwy przedmiot naszej wiary n i e m o ż l i w y do poznania bez specjalnego światła Bożego (Bóg - Prawda Pierwsza - udzielający nam poznania siebie jako Prawdy Pierwszej Objawionej) drugi to przypadłościowy przedmiot wiary możliwy, tzw. preambula fidei, wstęp do wiary, możliwy do poznania bez tego światła Bożego.
Ponieważ nie wystarczył Panu dekret Soboru Watykańskiego dorzucę 41 propozycję wyciągniętą z pism Quesnela (XVIII wiek) potępioną przez Kościół (Denzinger 1391). Zdanie które zostało potępione brzmi następująco: "Omnis cognitio Dei, etiam naturalis, etiam in philosophis ethnicis, non potest venire nisi a Deo" co tłumacząc z grubsza znaczy "Każde poznanie Boga, nawet naturalne, nawet u filozofów, nie może się pojawić jeśli nie jest od Boga".

W związku z czym Pana stanowisko mogę zaakceptować tylko jeśli ma Pan na myśli to co napisał Garrigou-Lagrange: "Jeśli niektórzy teolodzy zgodzili się z tezą, że w naszym obecnym porządku [po grzechu pierworodnym] człowiek nie dociera do pewności istnienia Boga bez pomocy nadprzyrodzonej, mieli na myśli tylko fakt (czyli warunki sprawowania naturalnego poznania jakie ma człowiek względem poznania Boga), nie negowali jednakże tego naturalnego poznania ani nie pomniejszali w niczym jego specyfikacji. [...] Wspomniani teolodzy chcieli jedynie powiedzieć, że w stanie jakim jesteśmy, od grzechy pierworodnego, pomoc nadprzyrodzona jest konieczna aby wola sprowadziła intelekt do rozważania kwesti Boga raczej niż innej a także aby odjeła (removens prohibens, działanie czysto negatywne) dyspozycje moralne, które przeszkadzają w dojrzeniu prawdziwej wartości tych dowodów. Pomoc ta jednak nie zachodzi po to aby dorzucić specjalnej koloryzacji tych dowodów na płaszczyźnie specyfikacji gdyż te dowody są z siebie wystarczające". Tłumaczenie z francuskiego wadliwe choć mam nadzieję, że wystarczające.

Tak więc Kościół rozumie poznanie preambula fidei jaki możliwe w sposób pewny na płaszczyźnie czysto naturalnej, zaś co do wiary konieczna jest w sposób pozytywny nadprzyrodzona pomoc Boża.

Teraz co do pojmowania św. Tomasza: po pierwsze odsyłam Pana do pierwszego mego posta na tym blogu przybliżający autorytet doktrynalny św. Tomasza na podstawie wypowiedzi papieży. Jeśli wspomnani papieże (w cóż za dziwnej ciągłości!) są dla Pana autorytetem prędko zmieni Pan swe zdanie.
Po drugie Pan stwierdzenie, iż Akwinata rozważa człowieka w oderwaniu od swego nadprzyrodzonego celu jest wyznaniem przez Pana Pańskiej nie znajomości planu i porządku Sumy teologicznej. Jakoś znikła z Panu z oczy Prima Secundae, Secunda Secundae, Tertia Pars i Supplementum, czyli 3/4 Sumy teologicznej. A nawet sam traktat o człowieku w Sumie teologicznej (Prima pars kwestie 75-86) to inne spostrzeżenie niż kommentarz św. Tomasza do De Anima Arystotelesa.
Na płaszczyźnie św. Tomasz/św. Augustyn różnica jest w nacisku na intelekt lub na wolę, i przypisywanie im pierwszeństwa.

Proszę zrozumieć, że łaską nie zastępuję natury, jeśli chcemy wiedzieć jak działa dzieło Odkupienia na człowieku musimy wpierw wiedzieć co to jest człowiek, jeśli chcemy wiedzieć jakie są skutki grzechu pierworodnego musimy wiedzieć czym jest natura ludzka. Porządek naturalny poprzedza u człowieka porządek, i nie możliwe jest pojęcie słowa łaska, wiara, Bóg, bez pojęcia słowa świat przyrodzony (zob. uwaga Pana Patryka odnośnie panteizmu).

A więc co do uwolnienia filozofii od Objawienia można je rozumieć na dwój sposób: uwzględniając fakt Objawienia wskazać jednak co możemy poznać naturalnie bez jego pomocy, lub też jak dojść naturalnie do tego samego wyniku, który jest również Objawiony (to jest stanowisko Kościoła i św. Tomasza z Akwinu) lub też dokonać rozłamu rozum a wiara tak jak to nastąpiło w Renesansie a pogłębiło się wraz z protestantyzmem, ale absurdalne jest tak zakwalifikować tomizm.
Proszę sobie przeczytać całą pierwszą kwestię otwierającą Sumę teologiczną a zrozumie Pan jak święty Tomasz rozumie teologię i jej relację wpływ na wiarą ( o tym ostatnim punkcie napiszę jeszcze parę słów w najbliższych dniach).

Odnośnie Cortesa: bez wiary ma przynajmniej pewność swego własnego istnienia oraz istnienia sceptyków. Zob. św. Augustyn: Si enim fallor, sum. Nie znam pism Cortesa a chciałbym umieścić to zdanie w jego kontekście.
Od uznawanie kto jest w Kościele a kto nie jest władza, ja jej nie mam, mogę jedynie powiedzieć, że traktując dosłownie jego zdanie jest ono przynajmniej błędne i być może heretyckie. Również postaram się to sprawdzić.

Pytanie odnośnie Gomeza Davili jest chybione. Herezja jest to zaprzeczenie prawdy wiary objawionej i podawanej jak takiej wiernym czyli zdefiniowanej przez Kościół. Przytoczony cytat nie tyczy się Objawienia (zakończonego wraz ze śmiercią św. Jana Apostoła) a historiozofii. Jest błędne (zob. pierwszy wpis na tym blogu) ale nie heretyckie.

Co do zagadnienia ostatnich papieży i ich oddalenia się od swej misji popisywałem o tym ukradkiem w prawie wszystkich moich wpisach na tym blogu. Podzielam Pana zdanie.

Serdecznie pozdrawiam, i przepraszam ze ewentualne błędy, pisałem na szybko.

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Franciszku,

Dziękuję za odpowiedź.

Przytoczony przez Pana fragment z Garrigou-Lagrange'a rozumiem tak, że łaska pomaga woli, a nie intelektowi, czyli nie wzmacnia go, nic do niego nie dodaje. Sam proces poznania naturalnego, polegający na działaniu intelektu, nie jest wspomagany przez Boga. Ale żeby doszło do tego procesu, intelekt musi mieć co poznawać, a przedmiot swego poznania (czyli Boga) może mieć tylko wówczas, gdy zechce się On człowiekowi ujawnić (łaska), wynagradzając w ten sposób starania naszej woli. Reasumując: poznanie naturalne rozważane autonomicznie (samo w sobie) człowiek osiąga własnymi siłami, ale koniecznym warunkiem wstępnym do rozpoczęcia poznawania naturalnego jest łaska. Pod takim stwierdzeniem mógłbym się podpisać. Mam nadzieję, ze dobrze zinterpretowałem przytoczony fragment. Jeśli nie, czy mógłby Pan wkleić go w oryginale?

„Na płaszczyźnie św. Tomasz/św. Augustyn różnica jest w nacisku na intelekt lub na wolę, i przypisywanie im pierwszeństwa.” Chyba nie tylko – Augustyn nie twierdził, że istnienie Boga jest oczywiste (tzn. twierdził że jest oczywiste samo w sobie, ale nie jest oczywiste dla nas).

„dojść naturalnie do tego samego wyniku, który jest również Objawiony” - skoro jest objawiony, to po co próbować do niego dochodzić w sposób naturalny? Czy nie ma czegoś niestosownego w próbie racjonalizowania tego, co objawione? Jaki jest cel takiego działania?

„Odnośnie Cortesa: bez wiary ma przynajmniej pewność swego własnego istnienia oraz istnienia sceptyków.” - w jaki sposób może osiągnąć co do tego pewność w sensie dedukcyjnym? Nie ma takiej rzeczy, którą człowiek byłby w stanie poznać w sposób pewny przed poznaniem Boga, tylko Jego jest w stanie poznać. Nie znając Go, będąc zdanym tylko na siebie, ulegamy samym złudzeniom. Powie Pan: a prawdy matematyczne i twierdzenia logiczne? Bez odniesienia do jedynej Prawdy są one tylko czystą formą bez treści.

Pozdrawiam

F.Malkiewicz pisze...

Szanowny Panie,

Co do Garrigou-Lagrange’a : „ si quelque théologiens ont admis que, dans l’ordre où nous sommes, l’homme n’arrive pas à la certitude de l’existence de Dieu sans un secours surnaturel, ils visaient seulement le fait ou les conditions de l’exercice du pouvoir naturel qu’a l’homme de connaître Dieu, ils niaient pas ce pouvoir, ni n’atténuaient en rien sa spécification. Les questions d’essence et d’existence, de spécification et d’exercice, de droit et de fait, étaient soigneusement distinguées. Ces théologiens voulaient dire seulement que, dans l’état où nous sommes, depuis le péché originel, un secours surnaturel est nécessaire pour que la volonté applique (ordre d’exercice) l’intelligence à la considération de Dieu de préférence à un autre objet, et pour qu’elle écarte (removens prohibens, action simplement négative) les dispositions morales qui empechent de percevoir la vraie valeur des preuves, mais non point qu’elle ajoute dans l’ordre de spécification une condition spéciale aux preuves de l’existence de Dieu. Ces preuves étaient, pour eux, de soi suffisantes”.

„ „Na płaszczyźnie św. Tomasz/św. Augustyn różnica jest w nacisku na intelekt lub na wolę, i przypisywanie im pierwszeństwa.” Chyba nie tylko – Augustyn nie twierdził, że istnienie Boga jest oczywiste (tzn. twierdził że jest oczywiste samo w sobie, ale nie jest oczywiste dla nas).” Tym razem to już mnie Pan utwierdził co do pańskiej nieznajomości św. Tomasza, pisze on bowiem dosłownie to samo w pierwszym artykule (Czy istnienie Boga jest samo przez się oczywiste?) drugiej kwestii pierwszej części Sumy. Skoro Pan nie zna doktryny św. Tomasza, czemu go Pan tak stanowczo krytykuje?

”„dojść naturalnie do tego samego wyniku, który jest również Objawiony” - skoro jest objawiony, to po co próbować do niego dochodzić w sposób naturalny? Czy nie ma czegoś niestosownego w próbie racjonalizowania tego, co objawione? Jaki jest cel takiego działania?” Naprawdę Pan tak uważa? Skoro Pan Bóg stworzył mój intelekt dlaczego rezygnować z jego użytku? Owszem, po grzechu pierworodnym Dobry Pan Bóg pomógł nam bo wielu nie dotarłoby do tych prawd, ale skoro jednak jest to możliwe odwrócę pytanie, czemu demonizować prawdziwy dar Boży jakim jest inteligencja i który różni nas od nierozumnych zwierząt? Czyż Pismo Św. nie mówi: Nie czyńcie jak koń i osioł, którzy nie mają rozumu?
A oto dokument Św. Kongregacji Indeksu za czasów Piusa IX: Ratiocinatio Dei existentiam, animae spiritualitem, hominis libertatem cum certitudine probare potest. Fides posterior est revelatione, proindeque ad probandam Dei existentiam contra atheum […] allegari nequit. Rationis usus fidem praecedit et ad eam hominem ope revelationis et gratiae conducit. Methodus, qua usi sunt D. Thomas, D. Bonaventura et alii post ipsos scholastici, non ad rationalismum ducit, neque causa fuit, cur apud scholas hodiernas philosophia in naturalismum et panhteismum impingeret” (Denzinger 1650-1652). Istnienie Boga, duchowość duszy, wolność człowieka, mogą być udowodnione z pewnością na płaszczyźnie intelektu. Wiara późniejsza jest Objawieniu i w związku z tym dla udowodnienia istnienia Boga przeciw ateiście nie może ona być przywołana. Korzystania z rozumu poprzedza wiarę, i do niej, za pomocą Objawienia i łaski prowadzi. Metoda którą używali Doktor Tomasz, Dr Bonawentura, i inni po nich scholastycy, nie prowadzi do racjonalizmu, nie jest też przyczyną tego, że w dzisiejszych szkołach filozofia jest naturalistyczna i panteistyczna”. Szach mat dla fałszywego tradycjonalizmu Bonnettiego.

”„Odnośnie Cortesa: bez wiary ma przynajmniej pewność swego własnego istnienia oraz istnienia sceptyków.” - w jaki sposób może osiągnąć co do tego pewność w sensie dedukcyjnym? Nie ma takiej rzeczy, którą człowiek byłby w stanie poznać w sposób pewny przed poznaniem Boga, tylko Jego jest w stanie poznać. Nie znając Go, będąc zdanym tylko na siebie, ulegamy samym złudzeniom. Powie Pan: a prawdy matematyczne i twierdzenia logiczne? Bez odniesienia do jedynej Prawdy są one tylko czystą formą bez treści.” Przytoczę jedynie zdanie potępione przez Stolicę Apostolską pozostawiając Pana wypowiedź bez komentarza… : „Quid alius esse possumus, nisi tenebrae, nisi aberratio et nisi peccatum, sine fiedi lumine, sine Christo et sine caritate?” (Denzinger 1398)

Jeszcze raz zachęcam Pana do przeczytania mego pierwszego wpisu na tym blogu, mając przy tym nadzieję, że Stolica Apostolska jest dla Pana ważniejszą wyrocznią niż Cortes.

Z Panem Bogiem.

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie,

Dziękuję za przytoczenie tekstu w oryginale, ale nie odniósł się Pan w ogóle do mojej interpretacji. Czy jest ona poprawna, czy mieści się w granicach ortodoksji?

„Tym razem to już mnie Pan utwierdził co do pańskiej nieznajomości św. Tomasza, pisze on bowiem dosłownie to samo w pierwszym artykule (Czy istnienie Boga jest samo przez się oczywiste?) drugiej kwestii pierwszej części Sumy.” - Wydaje mi się, że opacznie zrozumiał Pan to, co napisałem. Przytoczony fragment Summy potwierdza, że Tomasz uznawał, iż istnienie Boga jest oczywiste tak samo w sobie, jak i oczywiste dla nas. Augustyn podzielał tylko pierwszy pogląd.

Rozdźwięk pomiędzy Augustynem a Tomaszem jest ewidentny. W wierze jednomyślni, na gruncie filozofii stworzyli dwie w pewnej (niemałej) części nie pokrywające się koncepcje. Potępiając Janseniusa, Kościół pośrednio potępił fragmenty późnych, antypelagiańskich pism św. Augustyna (szczególnie „Przeciw Julianowi”), gdzie biskup Hippony kładł nacisk na decydującą rolę łaski. Nie twierdzę, że Augustyn miał rację, ale nie dostrzec różnicy między nim a Akwinatą nie sposób.

„Skoro Pan Bóg stworzył mój intelekt dlaczego rezygnować z jego użytku?” - Nie mówię, żeby rezygnować z używania intelektu. Do poznania Boga jest on, na pewnym etapie, niezbędny. Ale nie potrafię sobie wyobrazić, żeby ktoś nawrócił się po zapoznaniu się z dowodem na istnienie Boga, czy po użyciu jakiejkolwiek tego typu argumentacji. Dowody na istnienie Boga nie są błędne, ale są bezużyteczne. Nieprzekonanych nie przekonają, przekonanym nie są już potrzebne. Najlepiej ujął to Pascal: „Podziwiam, z jaką odwagą ci ludzie podejmują się mówić o Bogu. Zwracając się do niedowiarków, na początek starają się dowieść bóstwa za pomocą dzieł przyrody. Nie dziwiłbym się temu postępowaniu, o ile by się zwracali do wierzących; to pewna którzy mają żywą wiarę w sercu, widzą bez trudu, że wszystko co jest, jest niczym innym niż dziełem Boga, którego uwielbiają. Inna rzecz, gdy chodzi o tych, w których to światło zgasło i w których zamierzamy je wskrzesić. (…) Takim mówić, iż wystarczy im spojrzeć na najdrobniejszą rzeczy, które ich otaczają, i że ujrzą Boga gołymi oczami (…) to znaczy rodzić w nich mniemanie, że dowody naszej religii są bardzo słabe. I rozum, i doświadczenie wskazują, że nie ma nic sposobniejszego, żeby w nich obudzić raczej wzgardę.”

Jeśli mówię o zagrożeniu, jakie stanowi wyemancypowana filozofia, mam na myśli ferment intelektualny, jaki ona wywołuje wśród katolików. Proszę zwrócić uwagę na prosty, banalny fakt - ilu filozofów, tyle filozofii! Każda filozofia oderwana od dogmatów jest tworem zmiennego ludzkiego umysłu – niemożliwe, by dwóch różnych ludzi stworzyło identyczne koncepcje filozoficzne. Co innego dogmat – jest ostatecznym rozstrzygnięciem i bez dyskusji obowiązuje wszystkich wiernych. Trzeba zadać sobie pytanie o przyczynę upadku Christianitas. Jeśli założymy, że były nią błędy intelektualne, to trzeba je znaleźć i wyciągnąć wnioski na przyszłość, inaczej historia się powtórzy. Dzisiaj zbyt wielu jest filozofów, którzy zaczynają siebie „katolickimi”, a głoszą coś zupełnie innego.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Równo tydzień temu napisałem posta z odpowiedzią, do tej pory Pan go nie opublikował, ani nie odpowiedział. Jeśli nie chce Pan kontynuować dyskusji, wystarczy napisać, ale wypadałoby chociaż opublikować moją wypowiedź.

F.Malkiewicz pisze...

Szanowny Panie,
Dziękuje Panu za cierpliwość w oczekiwaniu na moją odpowiedź, cierpliwość ta zasługuje na jeszcze większą pochwalą, bacząc na fakt, że dotychczas nie opublikowałem Pana dwóch postów.
Ja natomiast tej cierpliwości w stosunku do Pana wpisów mam coraz mniej:
-napisałem wprost jakie jest stanowisko św. Tomasza z Akwinu co do oczywistości istnienia Boga, a Pan je przekręcił. "Respondeo dicendum quod contingit aliquid esse per se notum dupliciter, uno modo, secundum se et non quoad nos; alio modo, secundum se et quoad nos. Ex hoc enim aliqua propositio est per se nota, quod praedicatum includitur in ratione subiecti, ut homo est animal, nam animal est de ratione hominis. Si igitur notum sit omnibus de praedicato et de subiecto quid sit, propositio illa erit omnibus per se nota, sicut patet in primis demonstrationum principiis, quorum termini sunt quaedam communia quae nullus ignorat, ut ens et non ens, totum et pars, et similia. Si autem apud aliquos notum non sit de praedicato et subiecto quid sit, propositio quidem quantum in se est, erit per se nota, non tamen apud illos qui praedicatum et subiectum propositionis ignorant. Et ideo contingit, ut dicit Boetius in libro de hebdomadibus, quod quaedam sunt communes animi conceptiones et per se notae, apud sapientes tantum, ut incorporalia in loco non esse. Dico ergo quod haec propositio, Deus est, quantum in se est, per se nota est, quia praedicatum est idem cum subiecto; Deus enim est suum esse, ut infra patebit. Sed quia nos non scimus de Deo quid est, non est nobis per se nota, sed indiget demonstrari per ea quae sunt magis nota quoad nos, et minus nota quoad naturam, scilicet per effectus." Tłumaczenie tego tekstu znajdzie Pan na poprzednio wskazanym przez mnie miejscu
-Mówi Pan o najróżniejszych zdaniach wśród filozofów a sam Pan wybiera, według własnego uzania, Davillę, Cortesa czy też Pascala. Skoro jest Pan katolikiem proszę wpierw dowiedzieć się co Autorytet Kościelny mówi nam na temat filozofii chrześcijańskiej. Dlatego powiedziałem, żeby przeczytał Pan pierwszy wpis na tym blogu, a lektura chociażby Aeterni Patris Leona XIII też wiele by tu wniosła. Inaczej nie ma sensu rozmawiać dalej.

Anonimowy pisze...

Witam po przerwie,

Wykorzystałem ją na lekturę pism kościelnych i dzieł Św. Tomasza. Oczywiście ma Pan rację - niepotrzebnie się upierałem przy swoim, wynosząc do rangi autorytetu osoby, które w wielu miejscach wygłaszały tylko swoje prywatne zdanie. Faktycznie bardzo wiele twierdzeń Pascala i Gomeza w zestawieniu z nauczaniem Kościoła to zwyczajne herezje (nie kwestionując głębokiej wiary tych autorów). Przy okazji interesującą rzeczą jest, że obaj oni doznali poważnego uszczerbku na zdrowiu i przez całe życie zmagali się z cierpieniem. Łatwo zauważyć pewną prawidłowość: osoby wychowane w duchu religijnym, które zostały trwale pokrzywdzone przez los, przejawiają ciągoty ku sceptycyzmowi, deprecjonują naturę ludzką, odznaczają się zbyt surową religijnością, by w końcu popaść w herezję. Z drugiej strony takie uogólnianie prowadzi do psychologizacji i co za tym idzie do pewnego rodzaju determinizmu. Czy mógłby Pan podać przykłady osób, które - mając podobne doświadczenia - nie popadły w dewocję i mimo choroby pisały dzieła zgodne z ortodoksją?

Pozdrawiam wakacyjnie.

F.Malkiewicz pisze...

Ma Pan rację co do postawy wspomnianych osób i myślę, że wynika to w dużej mierze z ich reakcyjności: tzn. kiedy się wobec czegoś reaguje można przesadzić w drugą stronę albo wykazywać ku niej znaczne tendencje. Należy też pamiętać, że to co dziś nazywamy herezją, kiedyś, przed zajęciem oficjalnego stanowiska przez Kościół, mogło być dozwolone w dyskusji teologicznej lub było najwyżej błędem. Na dodatek, dopóki ktoś nie wie, że dana rzecz została potępiona przez Kościół, nie jest heretykiem lecz jedynie w błędzie.

Ludzie doświadczenie na duszy i w ciele, którzy pozostali ortodoksami? Po prostu święci. Św. Hiob ze Starego Testamentu, św. Paweł, Męczennicy, bliżej nas św. Jan od Krzyża, Ojciec Pio, Arcybiskup Lefebvre. U kążdego znajdziemy chorobę lub prześladowanie, cierpienia duchowe jak i trudy dnia codziennego, a mimo to niesamowitą prawowierność. Powie mi Pan, że wyminiłem głównie członków duchowieństwa: prawdą jest, bo głównie na tematy wiary, dogmatyki wypowiadają się duchowni, i nie ma się co dziwić, że laicy nie mający tej samej formacji mogą mylić się w takich tematach. Ale jest mnóstwo przykładów heroizmu ludzi, którzy mimo np. śmiertelnych chorób takich jak rak, zachowali pogodę ducha, niestali się gnuśni, wręcz przeciwnie tryskali nadprzyrodzoną radością mimo beznadziejności ich sytuacji. Takich ludzi spotyka się czasem w swoim życiu i są to błogosławione chwilę. A wśród myślicieli? Wydaje mi się, że np. Dom Prosper Gueranger, również zajmujący się historiozofią, jak i Louis Veuillot, francuski symbol antyliberalizmu, mogą być przykładami ludzi reakcyjnej równowagi mimo, po ludzku mówiąc, beznadziejnej sytuacji.